Cytryna, kwiaty i ulubiona sukienka

"Być kobietą,

 ta tęsknota się niekiedy budzi we mnie."

Ostatnio prawiła co nieco o urodzie i akceptacji siebie, a dziś w ramach wcielania w życie pewnych założeń, panienka Kasieńka postanowiła odszukać na nowo swoją kobiecość, którą najwyraźniej nieco zagubiła pod osłoną zimowych okryć wierzchnich lub zakopała w śnieżnych zaspach. I takim oto sposobem in blue jeansowa Kasia zdecydowała przypomnieć sobie o sukienkach. Zorientowała się, że przez tę długą, okołobiegunową zimnicę zapomniała, że takie cuda w ogóle znajdują się w jej szafie. Jej kochane sukienki! A wśród nich ta ulubiona. Najulubieńsza. Po której założeniu czuje wiosnę w pełni i wie, że to czas dla niej idealny. A nie ukrywając, przez ostatnie, zimowe miesiące Kasia stała się totalną spodniarą (nie mylić z modniarą), która z największą przyjemnością grzała swój zadek w nogawkach spodni, chroniąc się przed niesprzyjającymi okolicznościami przyrody. Tam panowały zresztą idealne warunki do rozwoju zimowej tkanki tłuszczowej, którą hodować trzeba, aby przetrwać. W tym czasie sukienki zeszły na dalszy plan i chyba powinny się obrazić, skoro figlarna Kasieńka przywitała wiosnę w trampkach. Biedne, kolorowe, kobiece fatałaszki, zapewne widząc ten niecny czyn, w nocy pospadały z wieszaków, w ramach szafowego buntu przeciwko spodniom. Przeszedł i w końcu na nie czas, a ta najulubieńsza - w kwiaty przeciera szlaki innym, które zapewne jeszcze nie raz się tutaj pojawią. W końcu miano sukienkoholiczki, które notabene sama sobie nadała, zobowiązuje. Można by nawet rzec, że wróciła stara, dobra Kasia, ale ani ona dobra, ani (chyba) stara. 

marynarka - Ahaishopping, sukienka - Sheinside, białe szpilki, pasek - no name

zdjęcia: Adi :*