21 września 2016

Urodzinowa niespodzianka - piknik w ogrodzie.


Mój cudowny i niepowtarzalny Mąż w tym roku zaplanował urodziny trwające od środy do niedzieli. Jeżeli myślicie, że w naszym przypadku to coś niesztampowego i totalnie wyjątkowego to muszę Was sprowadzić na ziemię, niestety jesteście w błędzie. Każdą kolejną rocznicę upamiętniającą cud narodzin osobnika, który obecnie zwie się małżonkiem mym traktujemy z należytym i bezwzględnym szacunkiem. Tak, jak w przypadku tradycyjnej imprezy rodem z "Warsaw shore" w słowniku mojej drugiej połówki, określenie biesiady urodzinowej również istnieje w wersji before party, party i kilka gatunków porywających after party. Z racji tego, że na wynajęcie wiejskiej remizy było już za późno, postanowiłam, że wezmę sprawy w swoje sprawne rączki, zbiorę w sobie wszystkie pokłady kreatywnej energii i na bankiet otwierający niekończącą się historię pod tytułem "urodziny", jak na idealną żonę przystało wymyślę coś fajowego, powołując się na młodzieżowy slang po prostu w dechę! 

Z samego rana sprawnie i szybko przeobraziłam się w czarodziejkę z Księżyca, zamówiłam rozganiacze chmur od pana Putina i zaczęłam sekretną misję. W ruch poszła:

- girlanda urodzinowa 
W tym punkcie przemówiła do mnie wyżej wymieniona odkrywcza i kreatywna dusza. Przygotowałam projekt do druku z napisem "Wszystkiego najlepszego", moje małe rączki skrupulatnie, kreska po kresce wycięły szablon, skleiły, a nawet i powiesiły w ogrodzie!

- balony
(toż to urodziny!)

- kosz piknikowy

- skrzynka drewniana na owoce 
występująca w tym urodzinowym raucie w roli stolika

- kilka innych gadżetów, które mój Mąż określiłby mianem "pierdółek"


Po odhaczeniu części estetycznej, zakasałam rękawy i przygotowałam piknikowe menu:

- muffinki cytrynowe z malinami ozdobione własnej roboty chorągiewkami 
(z przepisu jedynej i niezastąpionej Kwestii Smaku)

Recepturę na owe cudo znam prawie na pamięć. Prawie, w tym przypadku jest słowem odpowiednio i jak najbardziej świadomie dobranym. W ferworze walki, pomiędzy żwawo wyskakującym z garnka makaronem, a zewsząd rozsypującą się mąką zapomniałam dodać (bagatela!) 150 g cukru.  Na szczęście w porę naprawiłam swój błąd. Instynkt żony wziął górę, choć wizja Męża jedzącego okrutnie niesłodkie babeczki była równie kusząca.

- spaghetti 
w wersji light zielonej - z okropnym, gryzącym, wręcz połykającym swe ofiary w całości
i niejadalnym szpinakiem z serkiem feta i pestkami dyni + wariant dla Męża, czyli zdecydowanego mięsożercy

- kompot z owoców

Jednogłośnie uznaję, że próba wejścia w świat organizatorów imprez plenerowych zakończyła się zwycięstwem. Mąż się nie otruł. Nie umarł też na zawał serca z zaskoczenia, co mogłoby być równie spektakularne jak impreza urodzinowa w ogrodzie. 




27 komentarzy:

  1. o wow, rewelacja! Cudowna z was para i przekochany mąż! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdzie pracujesz na co dzień?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie jako event manager, bo wtedy organizacja (choć to za dużo powiedziane) tego typu urodzinowego pikniku byłaby zdecydowanie sprawniejsza i na pewno efektowniejsza. :) Jestem po studiach biologicznych, zatem zupełnie inna branża. :)

      Usuń
  3. Wygląda to pysznie i cudownie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. gdybym była Twoim mężem, piałabym z radości na tak godne uczczenie dnia własnych narodzin :) super wyszło! i tylko zazdrość bierze, że zawsze masz takie fajne pomysły ;) ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania, jeszcze nic straconego! Kolacja przy świecach, oświadczyny i będę Ci robić takie urodzinowe pikniki. ;)

      Usuń
  5. dziękuję:)

    wyszło pięknie! spisałaś się na medal:)

    OdpowiedzUsuń
  6. też takie chce ! mam urodziny na wakacjach więc może jakoś podsunę swojemu chłopakowi Twój blog ;p


    Zapraszam na swojego bloga izabiela.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko musisz zaznaczyć swojemu chłopakowi, żeby zamiast przemieniać się w czarodziejkę z Księżyca, wybrał wersję bardziej męskiego superbohatera. ;)

      Usuń
  7. Jaki świetny pomysł, marzą mi się takie urodziny *.* Super to wygląda! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To czarodziejka z księżyca ma konszachty z Putinem? Nie widziałam... O_O
    W imieniu księżyca, wszyscy byli zadowoleni ;)
    Szalenie miłe są takie niespodzianki, choć ze mnie raczej wiedźma-nihilistka i sama nie obchodzę urodzin, to organizować bliskim uwielbiam i to z pompą! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam organizować urodziny bliskim, ze swoimi nie mam już takiej radochy. :)

      Usuń
  9. Ło mamuniu! A ja mojemu książkę kupiłam i lody:D;))
    100 lat dla małżonka!!! Szczęściarz! Taka żona mu się trafiła!
    Kasiu, dawno Cię nie widziałam! Ostatnio mignęłaś mi na fejsie, a zanim zdążyłam zajrzeć, to się rozchorowałam...
    Fajnie, że znowu blogujesz:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. to chyba nierealne! nie można zrobić wszystkiego tak ładnie :O

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach, ja to wszystko podkradam i przenosze na wlasne podworko. W prawdzie podobne urodzinki urzadze raczej coreczkom, niz Miskowi (8 marca to zazwyczaj srodek zimy ;)), ale pomysl na piknik jest swietny :)!!!! Te pierdolki wygladaja wspaniale :)!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że pomysł się spodobał. :)

      Usuń
  12. bardzo inspirujący wpis:) pozdrawiam serdecznie:)!
    swiatwkolorzeblond.com

    OdpowiedzUsuń
  13. hhheeem. thanks for all the info you have shared, all very useful and beneficial. I especially in traditional Indonesia. I also have info interesting and nice. among them the following:

    =========
    obat miom
    obat miom
    obat miom
    obat miom
    obat miom
    =========

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetnie to wygląda! Fajnie jest mieć urodziny w lecie, takie pikniki to świetna rzecz:)
    U nas takie coś nie przejdzie (luty i listopad), może u kwietniowych dzieci się uda.

    OdpowiedzUsuń
  15. Piknik i urodziny to coś, co przynajmniej u mnie nie idzie w parze, ponieważ moje urodziny są w listopadzie, więc pogoda niestety na to nie pozwala, ale moja kruszynka urodziła się w czerwcu, także będę mogła takie przyjęcia chociaż dla niej organizować. Ostatnio odkryłam taką markę jak la millou, więc mogę kupować dla niej takie ubranka. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jednogłośnie uznaję, że próba wejścia w świat organizatorów imprez plenerowych zakończyła się zwycięstwem. Mąż się nie otruł. Nie umarł też na zawał serca z zaskoczenia, co mogłoby być równie spektakularne jak impreza urodzinowa w ogrodzie.
    wholesale blank clothing
    wholesale blanks

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wpis. ♥

Thanks for Your comment. ♥